niedziela, 6 września 2015

7.Najważniejsza osoba

Właśnie zamykałam drzwi od pokoju Rose. Dziewczynka wyczerpana ostatnią zabawą z tatą zasnęła w ciągu jednej sekundy. Nawet jej nie przebierałam z różowych leginsów i takiego samego koloru bluzeczki.
Mamy jakieś 4 godziny.
Zeszłam na dół, z niecierpliwością zerkając na telefon. Westchnęłam nie widząc odpowiedzi. Usiadłam na stołku, a do szklanki nalałam sobie wody. Nagle dzwonek do domu rozniósł się po całym pomieszczeniu. Wybiegłam na korytarz i w mgnieniu oka otworzyłam drzwi.
Kochanie.
Przygryzłam wargę i bez żadnych oporów wpuściłam go. Na jego rękach słodko spał mały Matt. Pełne wargi po tatusiu.
Będzie wyrywał laski.
-Chodź, położysz go w pokoju Rosi. -wskazałam ręką na schody, po czym na nie ruszyłam.
 Po cichu otworzyłam drzwi do pokoiku dziecka. Chłopak wszedł w jego głąb, a synka ułożył na małej kanapie.
-Tutaj masz kocyk, okryj go.
Ja w tym czasie zabudowałam dziecko dookoła tak, aby nie mogło spaść. Justin dał mu ostatniego buziaka. Spojrzał na mnie, wziął moją rękę i mocno mnie pociągnął. Drzwi same się za nami zamknęły, a ja zostałam przyparta do ściany.
Śmieszne, jak sytuacja z moim mężem.
-To może by tak sypialnia? Chyba pamiętasz gdzie jest?-tchnęłam prosto w jego usta, odpychając go od siebie.
Justin spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem.
-No co? Mam długo tak czekać? Zaraz się rozmyślę.
I te słowa dotarły do niego. W ciągu kilkunastu sekund znaleźliśmy się w sypialni, gdzie zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań.
-Tęskniłem za tym widokiem-przygryzł wargę, lustrując moje ciało odziane tylko i wyłącznie w czerwoną bieliznę.-Czuję się, jakbym robił to z tobą pierwszy raz, wiesz? -jego pocałunki z twarzy zaczęły zjeżdżać coraz niżej.
Każdy z nich był coraz mocniejszy i bardziej mokry. Moje mięśnie w podbrzuszu zaczęły się z impetem zaciskać, a moje ciało wić.
-Cholera-mruknął, gdy dotarł do górnej koronki fig.
Co mnie zaskoczyło-chłopak nie dobrał się do nich. Jego język stamtąd powędrował aż do stanika.
Byłam mokra i pragnęłam więcej.
-Justin, proszę. Nie baw się ze mną-szepnęłam, ciągnąc za końcówki jego włosów.
Poczułam jego pożerające spojrzenie na sobie. Szybko otworzyłam oczy, spotykając się z jego chytrym uśmieszkiem.
Już myślałam, że zacznie się ze mną droczyć, chcąc mnie doprowadzić na samą krawędź. Jednak tak nie było. Wszystko później potoczyło się tak szybko. Nagle zaczęliśmy się kochać bez opamiętania. Zatapiając się w sobie wzajemnie.
Dla nas świat teraz nie istniał. Moje myśli były puste. Skupiona byłam na jego ruchach, jego ciele prężącym się nade mną.
Magiczna chwila.
-Kurwa-usłyszałam, a mój środek wypełnił się ciepłą cieczą.
Nie wytrzymałam, krzyknęłam. Musiałam. Czułam, że gdy tego nie zrobię, to wybuchnę. Razem z krzykiem pojawił się orgazm, który sparaliżował całe moje ciało. Drżałam. Nie z zimna, nie ze zmęczenia. Drżałam od jakości tego orgazmu. Dawno nie przeżyłam takiego mocnego.
-Ćśśiii skarbie-jego język wbił się w moje usta.
To było wszystko, co teraz potrzebowałam.
On, Ja, cisza i spokój.
-Kochasz go?
-Nie.
Nawet nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią.
-To ty jesteś tym facetem, którego kocham już od kilku lat. Obiecaliśmy sobie, pamiętasz?
Justin pokiwał głową, otulając mnie ramieniem. Jego opuszki palców delikatnie masowały mój kręgosłup. Przeszły mnie ciarki.
-Zimno ci?-szepnął,muskając moje czoło.
-Nie. Justin, ale co my robimy? Mamy rodziny. Nie czujesz się z tym źle?
Musiałam o to zapytać. Musiałam wiedzieć, czy on czuje to, co ja. Czy jest gotowy wszystko porzucić po to, by być ze mną. Co on na ten temat myśli. Czy ja mam zastąpić mamę Mattowi? Czy on chciałby być drugim tatą dla Rosi?
-Oczywiście, czuję niepokój. Ale wiem, że wszystko się ułoży. Będziemy jeszcze szczęśliwą rodziną, która będzie prowadziła idealne życie. Uwierz mi.
Odetchnęłam z ulgą. Chociaż przypuszczałam taką odpowiedź, bałam się. Bałam się, że nie znam go na tyle, żeby móc to stwierdzić. Osoba dla ciebie najbliższa zawsze może okazać się najmniej znana.

Nim się obejrzałam znowu zaczęliśmy się kochać. To nie był seks, to była miłość. Możecie pomyśleć, że jestem głupia mówiąc, że to jest różnica. Ale jest. To się czuje.
-Kochanie! Wróciłam wcześniej!-usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi, a zaraz po nim głos mojej mamy.
To Koniec.
~*~
Mogę powiedzieć tylko przepraszam.
Zostańcie tu ze mną, a ja obiecuję, że się wszystko zmieni.
Potrzebuję tylko czasu.

środa, 15 lipca 2015

6.Wyjazd

Nie wiem, kiedy ostatni raz wstałam taka szczęśliwa, pełna życia i energii. To było tak dawno temu. Chcąc nie chcąc wciąż przed oczami miałam jego piękny, pełny uśmiech. Śnieżnobiałe zęby odbijające światło, aż raziły mój mózg. Pomimo, że pamiętałam każdy szczegół urody, bardzo chciałam zobaczyć go jeszcze raz. Czułam, jak z każdym dniem zakochiwałam się w nim na nowo, albo coraz mocniej i mocniej. Nie umiałam tego odróżnić. Tej miłości nie da się opisać słowami. Nie dlatego, że nie wiem jakich słów użyć, tylko dlatego, że jest ona wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.
Pamiętam wszystkie te romansidła, które czytałam. To nie jest to samo. Tamto jest obcykane, melancholijne. Nic się nie zmienia. A u nas? My musimy się ukrywać. Tylko to robimy od kliku tygodni. Nie jestem przez to smutna, jestem szczęśliwa.
Lecz wróćmy do dzisiejszego dnia. Otóż właśnie dzisiaj wyjeżdża mój mąż. On wraca do naszego domu, a ja z córeczką zostajemy tutaj. Tutaj z Justinem i jego synkiem. Czuję małe podniecenie. Rodzice wrócą do pracy, więc będę miała więcej wolnego. Dużo spokoju i ciszy. Ja, moje myśli, on i nasze maluchy. To jest to, czego potrzebuję.
"Dzisiaj też spacer?"
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym rozejrzałam się dookoła. Byłam sama w salonie. Spoglądałam na jego dom, gdzie on stał przy oknie i uśmiechał się do mnie. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Pokiwałam twierdząco głowa, wysyłając ukradkiem buziaka.
Dzieciak.
-Kochanie?-we framudze pojawił się Jason. Podskoczyłam ze strachu, łapiąc się za serce.-Przepraszam.
-Nie, Nie. Nie ma za co. Co się stało? Coś zgubiłeś?-podeszłam do niego. Poprawiłam kołnierzyk jednej z tysiąca jego koszul, którą właśnie teraz ma na sobie.
Bardzo dobrze grasz, kochana.
W myślach przybiłam sobie mocną piątkę.
-Nie. Chciałem się tylko z tobą pożegnać. Będę cholernie tęsknił-jego dłonie wylądowały na moim tyłku, a ja zostałam mocno przyciśnięta do jego ciała.
Co jest ciekawe? Nie czułam nic. Odsunęłam się już od niego na największą odległość.
Jego usta zaatakowały moją szyję. Cichy, wymuszony jęk wyleciał z moich ust.
Cholera.
-Kochanie, nie. Mam okres, przepraszam-odepchnęłam go delikatnie. On wie, że czuję się niekomfortowo gdy są te dni. To była jedyna moja ucieczka.
-Oh dobrze, ale obiecaj, że później mi to wynagrodzisz.-mruknął seksownie.
O Boże...
-Obiecuję, ale już uciekaj. Za 35 minut masz być na lotnisku.-pogoniłam go, wychodząc przed dom.
Wszystkie walizki były już w aucie, więc chłopak w ręce trzymał tylko podręczny bagaż.
-Kocham Cię skarbie i do zobaczenia-pomachał, wsiadając do auta. Już po chwili nie było go na moich oczach.
"Chodź do mnie. Weź Matta"
~*~
Hallo, hallo. Przepraszam,że tak krótko. Obiecuję poprawę. Nie ukrywam, że pisało się bardzo trudno. Tak długo mnie tu nie było, ale wy jesteście.
Jesteście wyrozumiali, prawda?

wtorek, 7 lipca 2015

STOP

Przepraszam Was bardzo. Wiem, że rozdziału nie ma już ho ho. Miałam problemy rodzinne, a gdy chciałam usiąść nad rozdziałem, okazało się, że babcia zmarła. Wcześniej, jak zaczynałam na bloblo, to ona zawsze mnie wspierała. Czytałam jej każdy rozdział, a ona mnie chwaliła. Teraz nie mam weny na pisanie, prawie w ogóle nie odwiedzam swoich ulubionych blogów. Mam nadzieję, że poczekacie na mnie. Prawda? Ja wrócę. Zawsze wracam.

sobota, 18 kwietnia 2015

5.Stres

Gdy tylko chłopiec przestał jeść, oddałam go w ręce taty. Justin oparł go sobie o ramię, masując jego plecki, by odbiło mu się. On tak słodko wygląda z dziećmi. Niby taki twardy, wytatuowany, a w ich obecności zamienia się w pobożnego aniołka, który zrobi wszystko dla nich i będzie na każde ich zawołanie.
Jason głos w moim telefonie przywrócił mnie do rzeczywistego myślenia. Spojrzałam na ekran, na chłopaka i znowu na ekran. Drżącą ręką przesunęłam po zielonej słuchawce, przykładając urządzenie do ucha.
-Kochanie?-usłyszałam zmartwiony głos swojego męża.
On się martwi, a ja co? Siedzę w najlepsze ze swoim byłym. I co najważniejsze? Jestem szczęśliwa i nie czuję się z tym źle.
-Tak Jass? -pokierowałam wzrok na staw.
Podmuch wiatru stwarzał minimalne fale na tafli wody. Szum fal od zawsze wpływał na mnie dobrze. Relaksował moje mięśnie i umysł.
-Gdzie jesteście? Już jest późno. Twoja mama zaraz podaje kolację, a was nadal nie ma. Przyjechać gdzieś po was? Wiesz, że dla mnie to nie problem.-ciche westchnienie wyleciało z moich ust.
-Nie Jason, już wracamy-podniosłam się.
Justin szybko zrobił to samo, odkładając swojego synka do wózka. Okrył go kocykiem i naciągnął budę.W tym samym czasie zakończyłam swoją rozmowę.
-Jas się martwi. Muszę wracać-uśmiechnęłam się blado.
Nie chciałam wracać jeszcze do domu. Chciałam poczuć się jak szczylówa w jego ramionach. To dziwne, ale byłam gotowa na ucieczkę z nim i naszymi dziećmi. Gdzieś tam, gdzie oboje odnajdziemy spokój i będziemy mieli czas tylko dla siebie. Lecz to nierealne. Życie nie jest takie proste. Nie można myśleć tylko o sobie.
-Rozumiem-pokiwał głową, łapiąc za wózek-Spotkamy się jutro? Chciałbym spędzić z tobą trochę czasu, dopóki oboje mamy jeszcze taką możliwość.
-Oczywiście, może Golden Rey? Zawsze dawali tam najlepszą kawę i jestem przekonana, że nadal tam jest-odparłam, schodząc z molo.
Cieszyłam się na jutrzejszy, wspólny dzień. A może raczej popołudnie.
-To do zobaczenia, Celi-jego ciepłe usta znalazły się na moim poliku, który po krótkim czasie zrobił się czerwony.
Po pożegnaniu się szybkim krokiem udałam się do domu. Wchodząc do niego uderzył mnie smakowity zapach. Moja mama jest najlepszą kucharką! Od zawsze jej potrawy nie były zwyczajne. Wymyślała, kombinowała, a ja i tata byliśmy takimi królikami doświadczalnymi. Z tego, co pamiętam to tylko raz nam coś nie posmakowało, a dania popisowe zawsze były perfekcyjne.
-Córcia!-tata mocno mnie przytulił, zakręcając dookoła własnej osi.
Zaśmiałam się jak mała dziewczynka, wypuszczając z ust jękniecie zadowolenia.
-Tato, tęskniłam!-szybko wycałowałam jego oba, zarośnięte poliki.
Co jak co, ale mój tata od zawsze był przystojny, a mama śliczna. Dostałam bardzo dobre geny. Wszyscy w szkole mi tego zazdrościli. Idealna, gładka, lekko opalona skóra. Długie, szczupłe nogi i idealny brzuch. Czego chcieć więcej? Ah no tak, jeszcze długie, brązowe włosy. To jest to!
-Moja maleńka dziewczynka. Wreszcie tu jest!-zaśmiał się, po czym uwagę skupił na swojej jedynej wnusi.
-Kolacja!-głos mamy wydostał się z jadalni.
Odstawiłam wózek na bok, idąc do pokoju. Tuż za mną szedł tata z Rosi na rękach. Przy stole siedział już mój mąż. Uśmiechał się szczerze, czekając na mnie. Podeszłam do niego, subtelnie muskając jego polik.
-Przepraszam, że tak długo-szepnęłam, siadając na swoim miejscu.
-Nie ma za co, rozumiem. Wspomnienia-ułożył swoją dłoń na moim kolanie, zaczynając je masować.
A żebyś wiedział, jakie wspomnienia. Takie rzeczywiste, realne. Mogłam ich dotknąć, poczuć, posmakować. Mógłbyś mi tylko pozazdrościć.
Mama weszła do jadalni, stawiając posiłki na stole. Uśmiechnęła się do wszystkich promiennie, po czym usiadła. Jej wzrok spoczął na mnie. Obserwowała każdy mój ruch, jakby coś podejrzewała. Ba, jestem pewna, że wiedziała o spotkaniu moim i Justina. Jest sprytna i przebiegła.
-Celin, później musimy porozmawiać-powiedziała ze spokojem, zaczynając jeść.
Mój żołądek właśnie w tej chwili się skurczył. Dostał ścisku i nic nie chciał przyjąć. Wcisnęłam w siebie trochę jedzenia i chwilę później odeszłam od stołu. Przeprosiłam wszystkich. Zabierając Rosi, udałam się z nią na górę. Za sobą słyszałam kroki, wiedziałam, że to mama.
Córeczkę przebrałam i włożyłam do turystycznego łóżeczka. Okryłam ją kołderką, delikatnie masując jej małą rączkę.
-Chcesz to wszystko zniszczyć?-mama postanowiła się wreszcie odezwać.
Stała oparta o zamknięte drzwi, a jej ręce zaplecione były na piersi. Spojrzałam na nią, odwracając głowę w stronę dziecka.
-Spójrz, masz cudownego męża, macie dziecko. Chłopak jest w tobie po uszy zakochany, a ty co chcesz zrob
-Mamo, ja nie wiem! Nie wiem, co chcę zrobić! Nie myślałam o tym! Proszę Cię wyjdź i zostaw mnie sama! Chcę pobyć sama-wyrzuciłam z siebie, słysząc po chwili zamknięcie drzwi.
Nie wytrzymałam. Nerwy mi puściły, a łzy niekontrolowanie spływały po policzkach.
No to się zaczyna
~*~
Zaczynacie mnie zaskakiwać! Kiedy już wiem, że żaden komentarz się nie pojawi, nagle przychodzi mi powiadomienie! To cudowne!
Liczę na was!
FanFiction godne uwagi! 

sobota, 28 marca 2015

4. Szczęście?

Teraz siedzieliśmy na ławce, patrząc w dal. Nikt się nie odzywał. Panowała między nami cisza, ale czy krępująca? Nie, chyba nie. Oboje mieliśmy myśli zajęte czymś innym. To był czas dla nas. Na rozmyślenia, na powrót do tego, co było. To było osobiste.
-Opowiedz mi-wypalił nagle chłopak.
Nie spojrzał na mnie. Nie pokierował swojego wzroku ku mnie, nawet się nie postarał. Czyżby było mu ciężko? Czyżby żałował tych straconych lat?
-Ale co chcesz wiedzieć?-usiadłam bokiem.
Jego profil był dokładnie taki sam, jak kiedyś. Może jedyne, co się zmieniło, to ostrzejsze rysy twarzy i nic poza tym. To wciąż MÓJ  Justin .
-Wszystko od początku. Od momentu twojego wyjazdu, aż do teraz. Chcę wiedzieć, jak ci było. Czy byłaś szczęśliwa, ile miałaś złych chwil, w których ja miałem Cię wspierać. Ile razy mnie potrzebowałaś. Czy tęskniłaś, czy żałujesz, czy pamiętasz wszystko, co było między nami.-powoli przekręcił głowę w moją stronę, ostrożnie spoglądając w moje oczy.
Patrząc na niego, widziałam pewien błysk. Może to żal, że się pojawiłam? Może to nadzieja, że znowu będę? Może to strach, że odejdę tak, jak kiedyś?
-Wszystko od momentu wyjazdu?-uniosłam brew, a chłopak pokiwał głową.-No cóż.-zamknęłam oczy, wracając do tego dnia.-Gdy dotarłam na miejsce czułam pewną pustkę. Kilka dni chodziłam jak duch. Nie poznawałam nowych ludzi, nie chodziłam na zajęcia,siedziałam całymi dniami w moim mieszkaniu. Zastanawiałam się, czym to było spowodowane. Zadawałam sobie pytania, czy to naprawdę może być przez twoją osobę. I wiesz co wtedy zrozumiałam?-otworzyłam oczy, by móc na niego patrzeć.-Wtedy zrozumiałam, że to właśnie ty. Ty mi tak namieszałeś w głowie. Chciałam wrócić, rzucić Ci się w ramiona, ale nie miałam na tyle odwagi. W końcu zaczęłam chodzić na zajęcia. Poznałam dużo ludzi z roku. Wiedziałam, ze nie mogę się dać złapać przeszłości.- słuchał uważnie, a jego klatka unosiła się i opadała w równym tempie. Był spokojny,-Pewnego dnia poszłam na imprezę. Koleżanki z roku mnie wyciągnęły siłą. Nie chciałam tam iść. Ale wtedy doznałam szoku. Zobaczyłam mężczyznę  bardzo podobnego do ciebie. W pierwszym momencie myślałam, że to jesteś ty. Że mnie znalazłeś, że do siebie wrócimy. Jednak to było tylko złudzenie. Różnicie się od siebie. Nie chodzi tylko o wygląd, a o charakter. Jednak mój mózg bardzo chciał ciebie i jako zastępstwo wybrał sobie jego.-spojrzałam na pierścionek zaręczynowy, a potem na obrączkę.-Po trzech latach wzięliśmy ślub. Nie wiedziałam nawet, że już wtedy byłam w ciąży. Kilka miesięcy później urodziła się Rosi-uśmiechnęłam się na samą myśl.-Wprowadziła dużo szczęścia w moim życiu.
-Czemu tu jesteś?-jego ochrypły głos przyprawił mnie o dreszcz.
Powiedzieć prawdę, czy skłamać?
-Przyjechałam tu po tym, jak z Jasonem pokłóciłam się o ciebie. On wie wszystko o tobie, o nas. Widzę, że nieraz ma już tego dość. Tamtej nocy miał. Wtedy też zadzwoniła do mnie mama, że wróciłeś. Nie mogłam tego zlekceważyć. Musiałam tu być. Nigdy o tobie nie mogłam zapomnieć.-wyznałam.
Nie sprawiało mi to najmniejszego kłopotu. Prawda płynęła z moich ust niczym wodospad. Przed nim nie miałam tajemnic. On wiedział wszystko o mnie, a ja o nim. Znał mnie jak nikt inny. Potrafił czytać ze mnie, jak z otwartej księgi. A ja? Ja nie czułam się z tym źle. Było mi miło. Od dawna czegoś takiego nie doznałam. Czułam, jakby wielki kamień spadał ze mnie, a ja na nowo mogę oddychać. Potrzebowałam tego. Wygadać się. Jednak nie mogła mi w tym pomóc mama, przyjaciółka, czy ktokolwiek inny. To musiał być on.
-Jesteś szczęśliwa?
Odebrało mi nagle mowę. Co ja mam powiedzieć, skoro sama nie znam na to odpowiedzi. Zawsze się nad tym zastanawiałam.
-Mam kochającego męża, który zrobi dla mnie wszystko. Córkę, która jest moim oczkiem w głowie. Otrzymałam wymarzoną pracę, założyłam własna klinikę. Mam pieniądze, dom. Mam to, czego potrzebuję. Ale czy jestem szczęśliwa? Sama nie wiem. Nie czuję się tak, jak wtedy, gdy byłam z tobą. To nie to samo. Moje szczęście leży tutaj-wskazałam na małą.
Nagle Justin wstał i podszedł do Rosi. Dziewczynka spała, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Chłopak okrył jej ciałko kocykiem, wpatrując się w nią.
-Zawsze marzyłem, żeby mieć z tobą dziecko. Nieraz myślałem jakby wyglądało. Do kogo byłoby bardziej podobne. Jakby wyglądało nasze życie z tą maleńką kruszynką. Jednak marzenia zazwyczaj pozostają marzeniami. Gdy oboje wyjechaliśmy, zdałem sobie sprawę, że to koniec. Koniec wszystkiego i koniec nas.-po moim policzku spłynęła łza.-Ja tam też poznałem dziewczynę, ale byłem strasznym kobieciarzem. Amy zaszła w ciąże wtedy, gdy nawet nie byliśmy razem. A ja chciałem być dobrym tatą, więc się pobraliśmy. Ale to nie to samo-wierzchem dłoni otarł moje łzy, uśmiechając się.
Wskazującym palcem zahaczył o moją brodę, dając mi znak, żebym wstała. Zrobiłam to bez przeszkód.
-Nigdy nie pokocham żadnej kobiety tak mocno, jak ciebie. Chociaż nawet bardzo bym chciał pozbyć się przeszłości, to nie potrafię. I wiesz co? Czułem, że coś się stanie na tym wyjeździe. Coś, co zmieni moje życie. Jesteś ty.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy z wózka dobiegł płacz. To nie był płacz Rosi. Justin odwrócił się, wyciągając z wózka małe dziecko. Miało może niecały rok. Było  śliczne, a raczej on był śliczny. Jego strój wyraźnie mówił o tym, że jest chłopcem.
-Może jest głodny-odparłam.-Masz dla niego jakieś jedzenie? Je z piersi?-wpatrywałam się w malca.
-Tak, ale Amy z nami nie przyjechała. Odessała mleko, jednak zostało w domu. Miałem wyskoczyć tylko do sklepu i zaraz wracać.-poczułam się źle. To trochę moja wina, mogłam go nie zatrzymywać.
-Justin-spojrzałam na niego.-Mogę go nakarmić. Jestem zdrowa, a Rosi zazwyczaj wieczorem zasypia przy piersi lub pije z butelki moje mleko. Dla mnie nie ma problemu, jeśli ty się zgodzisz.
Jestem mamą. To normalne, że chcę pomóc, skoro mam taką możliwość. Jestem zdrowa, więc moje mleko nie zaszkodzi małemu.
Chłopiec szybko znalazł się w moich rękach. Podniosłam jedną stronę bluzki, po czym odpięłam ramiączko od stanika. Wysunęłam jedną pierś, zbliżając ją do buźki małego. Zassał się mocno, przez co cichy chichot wyleciał z moich ust.
-Spokojnie, nikt ci nie zabierze. Jesz tylko ty i nikt inny. Ja też poczekam, aż sam skończysz.
-Uwielbiam twój chichot. Ma na imię Matt.
~*~
Halo, ludzie. 3 komentarze pod ostatnim? Było aż tak źle? No proszę was. Poczułam się źle, gdy to zobaczyłam. Może teraz będzie lepiej? Pod rozdziałem 2 było o wiele lepiej.
Postaracie się dla mnie?
Chcecie się promować? Zapraszam was do zajrzenia w Linki-Wasze blogi. Tam znajdziecie więcej informacji.
JUSTIN

niedziela, 8 marca 2015

3. Powrót do dzieciństwa

Następnego dnia pakowałam  nasze walizki. Ciuszki Rosi i Jasona były już w torbach, a teraz przyszła kolej na moje. Nie miałam jakiegoś większego problemu, co mam ze sobą wziąć, ponieważ nosiłam praktycznie wszystko, a u rodziców też miałam jakieś ubrania.
W pracy wzięłam 3 tygodniowy urlop. Uroki własnej kliniki. Na zastępstwo wzięłam swoją przyjaciółkę, która również się w tym specjalizuje.
-Kochanie, już?- gdy zapinałam ostatnią walizkę, pojawił się chłopak.
-Tak. Już tak. Mała i ty macie wszystko, a i tak pewnie coś tam kupimy, więc nie ma sensu się obładowywać. Przepraszam, że tak cię ciągam, ale mam tam sprawę do załatwienia. Jedna z moich klientek mnie poprosiła o wizytę, a tam akurat mieszka.
Kłamałam. Paskudne kłamstwa od tak wylatywały z ust, a mózg nie chciał tego zatrzymać. Czemu umiem w ogóle to robić? Nie powinnam. On jest moim mężem. DO CHOLERY!
-Rozumiem kochanie. Mała też odwiedzi babcię. Dawno się nie widziały. Ja też znajdę coś do domu. Tylko szkoda, że będę musiał wrócić wcześniej niż wy, no ale obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła?-spojrzał na mnie z żalem. A ja? Cieszyłam się z tego. ALLELUJA!
Jesteś taką idiotką, Celine ...
-Nie, kochanie. Ja to rozumiem. Jesteśmy dużymi dziewczynkami i poradzimy sobie bez tatusia. A teraz weź walizki do auta, a ja nakarmię Rosi i zaraz wyjdziemy.
Tak, jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Wpatrywałam się w dziewczynkę, karmiąc ją. Zaczęłam się zastanawiać, czy jej nie ranię. Oczywiście, teraz nic nie robię, ale jeśli do czegoś dojdzie? Zniszczę małej rodzinę. Jason mnie zostawi. On już ledwo znosi moje przemyślenia na temat Biebera, a co dopiero moją zdradę. Co ja mówię? Nie dopuszczę się tego! Kogo chcę okłamać? Pragnę go.
-Jeszcze troszkę księżniczko-uśmiechnęłam się miło, dalej dając dziecku jedzenie. Jej duże oczka wpatrywały się we mnie z miłością.
Tak, to jest prawdziwa miłość. Miłość matki do dziecka i dziecka do matki. Nigdy się nie skończy, chociażby któreś z nich miało być alkoholikiem, narkomanem, dziwką, czy kimkolwiek innym. Matka zawsze będzie bezwarunkowo kochała swoje dziecko, jednak nie każda potrafi okazać to uczucie. Niektóre mają blokadę, chociaż nie wiem zupełnie dlaczego. Kocham Rosi od momentu, kiedy się we mnie znalazła. A dopiero gdy wzięłam ją na ręce, poczułam to, że jestem już dla kogoś na zawsze. Jej pierwszy oddech był dla mnie największym szczęściem. Każdej to powiem. Dziecko motywuje, dziecko wspiera, dziecko odbudowuje kobietę na nowo.
-Ma!-dziewczynka uderzyła nerwowo o stolik. Spojrzałam na nią, z zaciekawieniem i podałam ostatnią łyżeczkę zupki.  Postawiłam ją na nóżki, poprawiając słodką, różową sukieneczkę.
-Idź i przynieś mamusi buciki. Założymy je i będziesz mogła iść do taty.-zanim to zrobiła, zdążyłam umyć naczynia.
-U!-pokazała buciki, które po chwili były na jej nóżkach.
-Tylko powoli, dobrze?-zaśmiałam się, wpinając w jej włoski białą kokardkę.


Mogę powiedzieć, że podróż minęła nam szybko. Spałam. Więc nie widziałam nic. Nawet nie słyszałam płaczu małej.
Przecierając oczy, skierowałam wzrok na dom Justina. Świeciło się światło w jego starym pokoju. Serce zatrzepotało mi szybciej.
On tam jest.
Ręce się zatrzęsły, a umysł zwariował. Boże, co się dzieje? Odwróciłam się do tyłu, by spojrzeć na córkę, jednak jej tam nie było, podobnie, jak Jasona. Pewnie weszli już do środka. Odpięłam pasy, po czym wysiadłam. Powiew wiatru orzeźwił mnie i pomógł uspokoić.
Przed wejściem do domu jeszcze raz spojrzałam w tamto miejsce.
Stał tam.
Stał tyłem do mnie, a widoczne było tylko jego odbicie.
Wariujesz, Lili. To może być każdy.
-Rosi już ciii-usłyszałam płacz dziecka i głos mężczyzny. Weszłam do środka, od razu widząc ich razem. Dziewczynka strasznie płakała, więc zabrałam ją, tuląc do siebie.
-Przygotuj mi wózek, zabiorę ją na spacer.-chłopak kiwnął głową. -Cześć mamuś-przytuliłam ją mocno jedną ręką. Tęskniłam za nią.-Tata jak zwykle w pracy?
-Niestety tak, ale dzisiaj ma być wcześniej. Może ty mu przemówisz do rozsądku-zaśmiała się.
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję. Mamo, pogadamy później-włożyłam dziecko do wózka i okryłam cienkim kocykiem-Jak tylko wrócę z Ross.


Szłam starymi ulicami miasta. Wróciło dzieciństwo. Pamiętam, jak kiedyś na tym chodniku były rysunki z kredy. Każdy tu mógł coś napisać, czy narysować. Teraz jest tu czysto. Wszyscy dorośli, wyjechali. Nieliczni zostali. Jestem ciekawa, jak teraz wyglądają. Czy się bardzo zmienili.
Doszłam do parku, w którym był mały staw. Zawsze siedziałam tutaj z Justinem i patrzyliśmy w gwiazdy. Niby banalne, a romantyczne. Udawaliśmy, że czytamy z nich przyszłość, przez co wychodziły durne historyjki o naszym  życiu. Molo jest już odremontowane, to już nie to samo. Jest tu zbyt nowocześnie. Jednak weszłam na drewnianą posadzkę, idąc w głąb. Kierowałam się do samego końca. Tam stała biała ławeczka. Wyglądała na starszą od wszystkich i taka jest prawda. Ona była jeszcze za moich czasów. Nazywali ją ławeczką zakochanych, ponieważ siadali na niej tylko zakochane pary. Nigdy nikt samotny na niej nie usiadł. Na oparciu, siedzisku, nogach-wszędzie- były wyryte inicjały, wierszyki, wszystko co możliwe i wiązało się z miłością. Bez problemu i ja znalazłam nasz. Zablokowałam koła wózka, kucając. Przejechałam po nim delikatnie palcem.'C' zostało wyryte przez niego, a 'J' przeze mnie. Obok tego było jeszcze maleńkie serduszko, ale to nie wszystko. Był też napis 'Tęsknię, kochanie'. Dziwne, ani ja, ani on nie pisaliśmy wtedy tego. Mieliśmy się na codzień. Nie mogliśmy tęsknić.
-Napisałem to rok po naszym spotkaniu
Ten głos, to on. Boże, ja śnię!
Podniosłam się szybko, spoglądając na niego. Wydoroślał. Nie jest już chudziutkim chłopaczkiem. Jest umięśniony, ma kawałek ciała. Zmienił się. Pomimo to jest ciągle przystojny.
Patrzyliśmy na siebie tak, jakbyśmy byli zaczarowani. Szczerze? Ja byłam zaczarowana. Zaczarowana tą sytuacją. Nie raz myślałam, co mu powiem, co zrobię, jak zareaguje. A teraz? Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nic nie umiałam zrobić. Jakbym była sparaliżowana. Dosłownie.
-J-Justin-zająknęłam się, nabierając głęboko powietrza, że aż zabolały mnie płuca. Ale to nie było ważne. On był.
Nagle moje ciało odpuściło, zaczynając współpracować z mózgiem. Ruszyłam się, obchodząc ławeczkę dookoła.
Mój wzrok spoczął na wózku, który stał przed nim. Spojrzałam na niego, niestety on też patrzył się na mój wózek. Nasze spojrzenia się spotkały. Magia.
-Masz dziecko-powiedzieliśmy oboje, jak na zawołanie ..

~*~
Obiecałam, a ja staram się dotrzymywać obietnic. I co? Zaciekawione co dalej? Przepraszam, że w takim momencie, ale inaczej nie było by tego dreszczyku. 
Czekam na was.
Ps. Jeśli chcecie być informowani o rozdziałach, to napiszcie w komentarzu swojego tt, numer gg czy gmaile 

poniedziałek, 16 lutego 2015

2. Smutne wspomnienia

Weszłam do sklepu nocnego, od razu kierując się w stronę półek ze słodyczami. Nie piję nałogowo i nie chcę zaczynać. To od zawsze moimi przyjaciółmi były słodkości. Kiedyś, jak byłam młodsza jadałam je codziennie. Strasznie przybrałam wtedy na wadze. Nigdy tego nie zapomnę. Dzieci zawsze się ze mnie śmiały, nie mogłam biegać, a kręgosłup małej dziewczynki powoli stawał się, jak u starca. Nie umiałam wtedy zrezygnować z niektórych rzeczy. Byłam młoda, to oczywiste, że małemu dziecku się nie odmawia. Sama nieraz nie potrafię tego zrobić Rosi.
Pewnego dnia poczułam się tak źle, że mama musiała wezwać karetkę. W szpitalu spędziłam ponad miesiąc, ponieważ lekarze nie potrafili ustabilizować mojego stanu. Mama płakała nad moim łóżkiem, a ja razem z nią. Nie wiedziałam, co się dzieje. Później podsłuchałam rozmowę lekarzy. Przez nadmierny tłuszcz ciśnienie w mojej klatce malało, a powietrze z trudem docierało do pęcherzyków płucnych.
Wtedy też mama zdecydowała się na dietetyka. Sama była szczupłą i piękną kobietą. Tego też chciała od swojej córeczki. W rok wróciłam do swojej normalnej wagi. Zmieniłam też szkołę, a moje życie zaczęło się na nowo.
Od tego momentu marzyłam o tym, by być dietetykiem. By pomagać ludziom. Teraz, gdy nim jestem, chodzę do pracy z wielką przyjemnością. Moi pacjenci zaczynają się uśmiechać, a ja czuję się dumna, że to własnie dzięki mnie.
Przypominając sobie swoją przeszłość, cofnęłam rękę od kolejnej tabliczki czekolady. Odetchnęłam głęboko, odstawiając pełny koszyk. Podeszłam na dział z warzywami. Wzięłam brokuły, kalafior, cukinię i czosnek. Z działu 'nabiał' wzięłam lekki jogurt naturalny i skierowałam się w stronę kas.
-Dzień dobry, Pani Celin. Pamięta mnie Pani?-spojrzałam na twarz jeszcze młodej dziewczyny. W myślach przewertowałam wszystkich, aż natknęłam się na nią.
-Ah tak, Lili James! Ale jesteś piękna! Aż nie mogę się napatrzeć!
-Dziękuję. To wszystko dzięki Pani. Schudłam, zaczęłam wierzyć w siebie i to mnie zmotywowało, by dalej walczyć. I co? Zmieniłam styl, włosy i oto jestem. Mam nawet narzeczonego!-pisnęła, ukazując pierścionek.
-Piękny. Gratuluję.
-Dziękuję-skasowała moje zakupy. Podałam jej kartę,czekając aż wyświetli się kwota.
Lili była jedną z moich pierwszych pacjentek. Ważyła ponad 165 kilogramów. A teraz? Jest piękną, wysportowaną dziewczyną. Zmieniła się nie do poznania!
-Do widzenia i życzę powodzenia-pomachałam jej ze śmiechem i pokierowałam się do auta.

Niebo stało się chyba jeszcze bardziej ciemne, niż wcześniej. Włączyłam światła w ogrodzie. Spojrzałam na okno naszej sypialni. Zasłony były zasłonięte, a w pokoju było ciemno. Uśmiechnęłam się. Chciałam spokoju. Nie potrzebowałam teraz nikogo.
Rozebrałam się do bielizny, po czym weszłam do ciepłego już jacuzzi. Woda bulgotała, pryskając na kieliszek. Czerwone wino rozlewało się po moim ciele, dając miłe uczucie.
"Mama"
-O tej godzinie?-trzepałam ręce z wody i odebrałam telefon-Mamo? Co się dzieje?
-Cześć córeczko. Nic, a co miało się stać? Mogłabyś wejść na skype i pogadamy?
-T-Tak, jasne. Poczekaj.
Wyszłam w wody, kierując się do salonu. Wzięłam swojego laptopa. Położyłam go na ręczniku i zadzwoniłam do mamy.
-No witam jeszcze raz córeczko. Co się stało? Jason dzwonił do mnie i mówił, że wyszłaś zapłakana i jeszcze nie wróciłaś.
-M-mamo, Justin. Znowu on. On jest znowu w mojej głowie. J-ja go kocham. Tak bardzo go kocham. Chcę, żeby znowu mnie tulił i robił to wszystko. Pamiętasz, jaka byłam zakochana? Jaka ja byłam szczęśliwa? Mamo, ja nie mam tego z Jasonem! Nie czuję tego wszystkiego! Nie chcę takiego życia, pomóż mi cofnąć czas i naprawić to wszystko.
-Kochanie. Jesteś teraz mamą, nie zaprzątaj sobie głowy byłym.

Mamo, ale ja chcę!
CHCĘ GO!

-Zastanawiam się nad r-rozwodem-wyjąkałam. Wyraz twarzy mojej mamy nagle się zmienił. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Cisza. Siedziała nawet się nie ruszając.
Ona nie wie, co to jest. Tata był jej pierwszym chłopakiem. Pierwszym i jedynym. Wyjechała razem z nim. Wzięli ślub, urodziłam się ja, po czym mama dowiedziała się, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. To wywołało jej bezgraniczną miłość do mnie. Dostawałam to, co chciałam. Rodzice zawsze byli na moje zawołanie. Chociaż ja nigdy tego nie wykorzystałam.
-Nie możesz. Pozbawisz Rosi ojca. Chcesz tego? Celine zastanów się ile możesz stracić. On Ciebie kocha, on zrobi dla ciebie wszystko. Kochanie nie decyduj pochopnie. Będziesz tego żałowała.

A może ja chcę żałować?

-Masz rację mamo. Szczęście Rosi jest najważniejsze-wymusiłam uśmiech, biorąc łyk wina.
-Czy to czerwone wino? Wytrawne? Jest aż tak źle? -pokiwałam twierdząco głową, a mój wzrok był wbity w kieliszek.-To powiem Ci coś jeszcze. Zrobię ci mętlik w głowie, ale nie mogę Cię oszukiwać, wiedząc, co teraz czujesz.-podniosłam wzrok na monitor, gdzie mama zaczęła bawić się palcami. Chwila trwała wieki, jakby nagle stanął czas i zostawił tylko mnie żywą-Justin wrócił.

JUSTIN
MOJE KOCHANIE
MOJA MIŁOŚĆ
MÓJ JEDYNY
ON WRÓCIŁ

~*~
Halo, halo. Boże, tak się cieszę! Pod pierwszym rozdziałem są już komentarze, a bloga odwiedza coraz więcej ludzi! Jestem tak dumna. 
Lubicie bardziej opowiadania gdzie jest dużo dialogów, czy bardziej opisy? Ja nie potrafię się zdecydować i potrzebuję waszej POMOCY!
To do następnego kochani.
JUSTIN

wtorek, 10 lutego 2015

1. Kochanie

Tuż po wyjściu z przychodni udałam się do swojego auta. Z torebki wyciągnęłam kluczyki, którymi po chwili otworzyłam samochód. Wsiadłam do niego i oparłam głowę o zagłówek. Dzisiejszy dzień był strasznie męczący, a jeszcze nie dobiegł końca. Odruchowo pokierowałam wzrok na zegarek.
-Cholera, 15.16. Nie zdążę odebrać Rose- westchnęłam, szybko odpalając silnik i ruszając. 
Pomimo, że z mojej pracy, do żłobka jest krótka droga, wiedziałam, że własnie teraz będą korki. Walnęłam ręką o kierownice, uciekając w jedną z bocznych uliczek. Na szczęście tam było puściej, ale niestety jechałam na około. Mój licznik powoli zaczynał pokazywać przekroczenie prędkości, a w duchu modliłam się, by nie spotkać na drodze policji. 
Po 15 minutach szybkiej jazdy byłam już pod przedszkolem. Wybiegłam z auta, naciskając na pilocie zamknięcie. Skierowałam się w stronę głównego wejścia, gdzie już stała moja kruszynka. Mocno trzymała rączkę swojej wychowawczyni, rozglądając się. 
-Rosi!-kucnęłam koło nich, tuląc maleńkie ciałko córeczki. Jej chudziutkie rączki objęły moją szyję, zawieszając się na niej. Razem z dzieckiem podniosłam się.
-Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale są straszne korki. Koło przedszkola doszło do wypadku i policja kieruje ruchem. Wie Pni, jak to jest.
-Nic się nie stało. Rose zjadła cały obiadek i spała około 3 godzin-uśmiechnęła się do małej, co odwzajemniła. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
-Dziękuję i do poniedziałku. Kochanie, pożegnaj się z Panią.- dziewczynka podniosła rączkę do góry, machając, a z jej ust wyleciało ciche "pia".

To słodkie, jaka jest wstydliwa i nieśmiała. Zupełnie wdała się w mamusię. Kiedyś też taka byłam. Dopóki nie pojawił się on i zaczął mnie wszystkiego uczyć. Wtedy nie poznawałam samej siebie. Nie stałam się jakimś buntownikiem, czy dzieckiem, które nagle pije, pali, a jego zdania opierają się głownie na przekleństwach. Nie. On też taki nie był. Oboje pochodziliśmy z dobrych rodzin i od małego mieliśmy wpajane odpowiednie zasady, które teraz próbuje przekazać córce. 

Często zastanawiam się czy za nim tęsknie. To chyba jasne, że tak. Był moja pierwszą, wielką miłością. Takich się nie zapomina.  Śni mi się prawie codziennie. Już jako dojrzały mężczyzna, którego nie dane było mi zobaczyć. 

ŻAŁUJĘ.

No, ale w sumie czego? Straciłam jego, ale zyskałam dużo więcej. Kochającego męża, przecudowną córeczkę, posadę, o której zawsze marzyłam i dogodne życie. Nieraz nie wiem co jest lepsze i myślę jak zawsze, co by było gdyby ... 

-Ma!-krzyknęła Rose, wkładając kolejną łyżeczkę zupki do buźki. Nawet nie zauważyłam, że była już cała brudna. Zaśmiałam się, patrząc na nią i wytarłam jej policzki ścierką. 
-Jak zjesz, mamusia pójdzie cię umyć, tak?-ukroiłam kolejny kawałek ryby, wkładając ją do ust. Nie miałam dzisiaj chęci na jedzenie. Od rana prawie nic nie tknęłam, a nie chciałam pakować w siebie na siłę. Wiedząc, że dziecko jest zapięte w siedzisku, wstałam i odłożyłam resztkę jedzenia. Do szklanki nalałam sobie wody, kierując się do wielkiego okna w naszej jadalni. Słońce mocno grzało, a po wietrze nie było nawet śladu. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wróciłam na swoje miejsce.
-Już najedzona? To chodź-odpięłam ją, wyciągając z siedziska. Poszłam do jednej z łazienek na parterze, gdzie umyłam Rosi rączki i buźkę.-No tak, teraz jestem już pięknym czyścioszkiem.-puściłam ją na nóżki, a jej ciałko pokierowało się w stronę frontowych drzwi. Obie usłyszałyśmy przekręcanie klucza w zamku, a po chwili ciche zamknięcie.
-Ooooo! Moja mała kruszyna!-miły głos dobiegł do mnie, a za chwilę zawtórował mu dziecięcy śmiech.-A gdzie mamusia? -nastała chwila ciszy, gdzie mała pewnie pokazywała na drzwi od łazienki.-Tam? To chodź, tatuś też umyje rączki po pracy.- chłopak po chwili stał już we framudze drzwi, robiąc z ust dzióbek. Przewróciłam oczami, lecz w ostateczności musnęłam jego usta.
-Cześć, kochanie. Głodny? -nie usłyszałam odpowiedzi, a jedynie kiwnięcie głową.


-Założyłeś jej pieluszkę? Nakremowałeś? Ubrałeś skarpetki i nakry
-Już cicho kochanie-poczułam miły pocałunek na swoich ustach-Jestem tatą już dwa lata i wiem, co mam robić. Nie martw się-zaśmiał się, układając na boku. Moje włosy szybko znalazły się w jego dłoni, zawijając je sobie na palcach. Spojrzałam na niego, uśmiechając się.
-Przepraszam. Taka matczyna opiekuńczość-westchnęłam, oddychając głęboko.
-Ja to rozumiem. Ojcowska jest taka sama. Tylko wiem, że ty nigdy nie popełnisz żadnego błędu
Ale ja już popełniłam błąd! Jak idiotka wybrałam jakieś studia w obcym mieście, chociaż pobliska uczelnia też utrzymywała wysoki poziom. Nie pojechałam za nim. Z nim tez mogłam zamieszkać i znaleźć uczelnie. Jestem idiotką.
Justin, co teraz robisz?
Kochanie, kochasz mnie dalej?
Skarbie, myślisz o mnie?
-Myślisz znowu o nim. O Justinie? -pokiwałam twierdząco głową.
 Tak, Jason wiedział o wszystkim. Kiedyś mu o tym opowiedziałam, a on to po prostu zaakceptował. Nie miał wyrzutów. Rozumiał to.
-Ale jego nie ma. Teraz jestem ja i Rosi, Justin to przeszłość. Sam pewnie ma już żonę i dziecko. Kochanie, proszę, nie myśl tak o nim. To nas wreszcie zniszczy. Zniszczy naszą rodzinę. Ja tego nie wytrzymam i ty sama też nie. Nie poradzimy sobie z tym. Zacznij z tym walczyć, zanim będzie zbyt późno-mówił spokojnie, chociaż wiedziałam, że gdzieś w nim wszystko buzuje. Zgadzałam się z nim, miał zupełną rację w tym, co mówił.
Lecz ja nie POTRAFIŁAM.
Poprawka, ja nie chciałam o nim zapominać.
Łzy nagle same zaczęły spływać po moich polikach. Jedna po drugiej. Tworzyły ścieżki, a ja nie umiałam tego zatrzymać. Ściągnęłam z siebie kołdrę. Na nogi wciągnęłam dresy , a na górę luźną bluzkę. Chłopak przyglądał się moim działaniom. Sięgnęłam do torebki, wyciągnęłam portfel, kluczyki i dokumenty.
-Jakby mała płakała, daj jej wody. Żadnego soku, bo zniszczysz jej zęby-powiedziałam na wychodnym.
Wyjechałam autem z garażu, ruszając w drogę. Moim celem był jakiś sklep. Sklep nocny, gdzie znajdę wszystko.
Potrzebowałam jedynie czegoś na rozluźnienie.

~*~ 
Cześć. Może ktoś pamięta tego bloga. Usunęłam stare opowiadania i zaczynam z nowym. Akcja się rozkręci już niedługo. Obiecuję. Ale was też o coś proszę. Czytacie tego bloga? Podoba wam się?
Proszę, napiszcie co o nim sądzicie na twitterze,a później oznaczcie #jbstoryjb . Chcę zobaczyć, czy warto. 

sobota, 7 lutego 2015

This is just the beginning.

Wierzysz w wielką miłość i przeznaczenie?
Każdy musi w coś wierzyć.
To wiara pozawala nam iść przez życie.
Wiara i nadzieja.
No i miłość, ale nie ta udawana.
Ta prawdziwa.

Kiedyś zakochałam się tak do szaleństwa. W mojej głowie był tylko on. Jego duże, ciemne oczy, które często pożerały mnie wzorkiem. Jego ciepły dotyk, który koił w każdej sytuacji. I ten jego niebiański głos, który śpiewał mi kołysanki na dobranoc. Nie umiałam o nim zapomnieć. Codziennie w szkole, na zajęciach, sprawdzianach, czy spotkaniach ze znajomymi myślałam tylko o nim, pisząc z nim sms. Tak, to była wielka, licealna miłość. Jedyna w swoim rodzaju. Nie do opisania.

NA ZAWSZE 

To "zawsze" skończyło się wraz z końcem szkoły. Każde z nas wybrało inną drogę. On muzyczną, ja medyczną. Dwa różne miasta oddalone od siebie 1000 kilometrów.
A mówią, że kilometry to tylko liczby.

A teraz co? Na studiach poznałam chłopaka bardzo podobnego do mojego Justina. Prawie kropla w krople. Po 3 latach wzięliśmy ślub, a w moim brzuchu już rosła nasza kruszynka. 

Nazywam się Celine Jone-Hof, z zawodu jestem dietetykiem. Mam 27 lat, wspaniałego męża i 2 letnią córeczkę. 

Czego chcieć więcej?
Moje życie jest piękne. 

Ale czy wiesz, że wszystko kiedyś wraca, wywracając do góry nogami to, na co tak długo pracowałaś?