niedziela, 8 marca 2015

3. Powrót do dzieciństwa

Następnego dnia pakowałam  nasze walizki. Ciuszki Rosi i Jasona były już w torbach, a teraz przyszła kolej na moje. Nie miałam jakiegoś większego problemu, co mam ze sobą wziąć, ponieważ nosiłam praktycznie wszystko, a u rodziców też miałam jakieś ubrania.
W pracy wzięłam 3 tygodniowy urlop. Uroki własnej kliniki. Na zastępstwo wzięłam swoją przyjaciółkę, która również się w tym specjalizuje.
-Kochanie, już?- gdy zapinałam ostatnią walizkę, pojawił się chłopak.
-Tak. Już tak. Mała i ty macie wszystko, a i tak pewnie coś tam kupimy, więc nie ma sensu się obładowywać. Przepraszam, że tak cię ciągam, ale mam tam sprawę do załatwienia. Jedna z moich klientek mnie poprosiła o wizytę, a tam akurat mieszka.
Kłamałam. Paskudne kłamstwa od tak wylatywały z ust, a mózg nie chciał tego zatrzymać. Czemu umiem w ogóle to robić? Nie powinnam. On jest moim mężem. DO CHOLERY!
-Rozumiem kochanie. Mała też odwiedzi babcię. Dawno się nie widziały. Ja też znajdę coś do domu. Tylko szkoda, że będę musiał wrócić wcześniej niż wy, no ale obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła?-spojrzał na mnie z żalem. A ja? Cieszyłam się z tego. ALLELUJA!
Jesteś taką idiotką, Celine ...
-Nie, kochanie. Ja to rozumiem. Jesteśmy dużymi dziewczynkami i poradzimy sobie bez tatusia. A teraz weź walizki do auta, a ja nakarmię Rosi i zaraz wyjdziemy.
Tak, jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Wpatrywałam się w dziewczynkę, karmiąc ją. Zaczęłam się zastanawiać, czy jej nie ranię. Oczywiście, teraz nic nie robię, ale jeśli do czegoś dojdzie? Zniszczę małej rodzinę. Jason mnie zostawi. On już ledwo znosi moje przemyślenia na temat Biebera, a co dopiero moją zdradę. Co ja mówię? Nie dopuszczę się tego! Kogo chcę okłamać? Pragnę go.
-Jeszcze troszkę księżniczko-uśmiechnęłam się miło, dalej dając dziecku jedzenie. Jej duże oczka wpatrywały się we mnie z miłością.
Tak, to jest prawdziwa miłość. Miłość matki do dziecka i dziecka do matki. Nigdy się nie skończy, chociażby któreś z nich miało być alkoholikiem, narkomanem, dziwką, czy kimkolwiek innym. Matka zawsze będzie bezwarunkowo kochała swoje dziecko, jednak nie każda potrafi okazać to uczucie. Niektóre mają blokadę, chociaż nie wiem zupełnie dlaczego. Kocham Rosi od momentu, kiedy się we mnie znalazła. A dopiero gdy wzięłam ją na ręce, poczułam to, że jestem już dla kogoś na zawsze. Jej pierwszy oddech był dla mnie największym szczęściem. Każdej to powiem. Dziecko motywuje, dziecko wspiera, dziecko odbudowuje kobietę na nowo.
-Ma!-dziewczynka uderzyła nerwowo o stolik. Spojrzałam na nią, z zaciekawieniem i podałam ostatnią łyżeczkę zupki.  Postawiłam ją na nóżki, poprawiając słodką, różową sukieneczkę.
-Idź i przynieś mamusi buciki. Założymy je i będziesz mogła iść do taty.-zanim to zrobiła, zdążyłam umyć naczynia.
-U!-pokazała buciki, które po chwili były na jej nóżkach.
-Tylko powoli, dobrze?-zaśmiałam się, wpinając w jej włoski białą kokardkę.


Mogę powiedzieć, że podróż minęła nam szybko. Spałam. Więc nie widziałam nic. Nawet nie słyszałam płaczu małej.
Przecierając oczy, skierowałam wzrok na dom Justina. Świeciło się światło w jego starym pokoju. Serce zatrzepotało mi szybciej.
On tam jest.
Ręce się zatrzęsły, a umysł zwariował. Boże, co się dzieje? Odwróciłam się do tyłu, by spojrzeć na córkę, jednak jej tam nie było, podobnie, jak Jasona. Pewnie weszli już do środka. Odpięłam pasy, po czym wysiadłam. Powiew wiatru orzeźwił mnie i pomógł uspokoić.
Przed wejściem do domu jeszcze raz spojrzałam w tamto miejsce.
Stał tam.
Stał tyłem do mnie, a widoczne było tylko jego odbicie.
Wariujesz, Lili. To może być każdy.
-Rosi już ciii-usłyszałam płacz dziecka i głos mężczyzny. Weszłam do środka, od razu widząc ich razem. Dziewczynka strasznie płakała, więc zabrałam ją, tuląc do siebie.
-Przygotuj mi wózek, zabiorę ją na spacer.-chłopak kiwnął głową. -Cześć mamuś-przytuliłam ją mocno jedną ręką. Tęskniłam za nią.-Tata jak zwykle w pracy?
-Niestety tak, ale dzisiaj ma być wcześniej. Może ty mu przemówisz do rozsądku-zaśmiała się.
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję. Mamo, pogadamy później-włożyłam dziecko do wózka i okryłam cienkim kocykiem-Jak tylko wrócę z Ross.


Szłam starymi ulicami miasta. Wróciło dzieciństwo. Pamiętam, jak kiedyś na tym chodniku były rysunki z kredy. Każdy tu mógł coś napisać, czy narysować. Teraz jest tu czysto. Wszyscy dorośli, wyjechali. Nieliczni zostali. Jestem ciekawa, jak teraz wyglądają. Czy się bardzo zmienili.
Doszłam do parku, w którym był mały staw. Zawsze siedziałam tutaj z Justinem i patrzyliśmy w gwiazdy. Niby banalne, a romantyczne. Udawaliśmy, że czytamy z nich przyszłość, przez co wychodziły durne historyjki o naszym  życiu. Molo jest już odremontowane, to już nie to samo. Jest tu zbyt nowocześnie. Jednak weszłam na drewnianą posadzkę, idąc w głąb. Kierowałam się do samego końca. Tam stała biała ławeczka. Wyglądała na starszą od wszystkich i taka jest prawda. Ona była jeszcze za moich czasów. Nazywali ją ławeczką zakochanych, ponieważ siadali na niej tylko zakochane pary. Nigdy nikt samotny na niej nie usiadł. Na oparciu, siedzisku, nogach-wszędzie- były wyryte inicjały, wierszyki, wszystko co możliwe i wiązało się z miłością. Bez problemu i ja znalazłam nasz. Zablokowałam koła wózka, kucając. Przejechałam po nim delikatnie palcem.'C' zostało wyryte przez niego, a 'J' przeze mnie. Obok tego było jeszcze maleńkie serduszko, ale to nie wszystko. Był też napis 'Tęsknię, kochanie'. Dziwne, ani ja, ani on nie pisaliśmy wtedy tego. Mieliśmy się na codzień. Nie mogliśmy tęsknić.
-Napisałem to rok po naszym spotkaniu
Ten głos, to on. Boże, ja śnię!
Podniosłam się szybko, spoglądając na niego. Wydoroślał. Nie jest już chudziutkim chłopaczkiem. Jest umięśniony, ma kawałek ciała. Zmienił się. Pomimo to jest ciągle przystojny.
Patrzyliśmy na siebie tak, jakbyśmy byli zaczarowani. Szczerze? Ja byłam zaczarowana. Zaczarowana tą sytuacją. Nie raz myślałam, co mu powiem, co zrobię, jak zareaguje. A teraz? Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nic nie umiałam zrobić. Jakbym była sparaliżowana. Dosłownie.
-J-Justin-zająknęłam się, nabierając głęboko powietrza, że aż zabolały mnie płuca. Ale to nie było ważne. On był.
Nagle moje ciało odpuściło, zaczynając współpracować z mózgiem. Ruszyłam się, obchodząc ławeczkę dookoła.
Mój wzrok spoczął na wózku, który stał przed nim. Spojrzałam na niego, niestety on też patrzył się na mój wózek. Nasze spojrzenia się spotkały. Magia.
-Masz dziecko-powiedzieliśmy oboje, jak na zawołanie ..

~*~
Obiecałam, a ja staram się dotrzymywać obietnic. I co? Zaciekawione co dalej? Przepraszam, że w takim momencie, ale inaczej nie było by tego dreszczyku. 
Czekam na was.
Ps. Jeśli chcecie być informowani o rozdziałach, to napiszcie w komentarzu swojego tt, numer gg czy gmaile 

3 komentarze:

  1. Wspaniały :) Czekam na next ! ;)


    @Beliebers3107

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie, mimo, że to dopiero 3 rozdział, Boże, zakochałam się na zabój

    http://justinabbycommenlove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń