sobota, 18 kwietnia 2015

5.Stres

Gdy tylko chłopiec przestał jeść, oddałam go w ręce taty. Justin oparł go sobie o ramię, masując jego plecki, by odbiło mu się. On tak słodko wygląda z dziećmi. Niby taki twardy, wytatuowany, a w ich obecności zamienia się w pobożnego aniołka, który zrobi wszystko dla nich i będzie na każde ich zawołanie.
Jason głos w moim telefonie przywrócił mnie do rzeczywistego myślenia. Spojrzałam na ekran, na chłopaka i znowu na ekran. Drżącą ręką przesunęłam po zielonej słuchawce, przykładając urządzenie do ucha.
-Kochanie?-usłyszałam zmartwiony głos swojego męża.
On się martwi, a ja co? Siedzę w najlepsze ze swoim byłym. I co najważniejsze? Jestem szczęśliwa i nie czuję się z tym źle.
-Tak Jass? -pokierowałam wzrok na staw.
Podmuch wiatru stwarzał minimalne fale na tafli wody. Szum fal od zawsze wpływał na mnie dobrze. Relaksował moje mięśnie i umysł.
-Gdzie jesteście? Już jest późno. Twoja mama zaraz podaje kolację, a was nadal nie ma. Przyjechać gdzieś po was? Wiesz, że dla mnie to nie problem.-ciche westchnienie wyleciało z moich ust.
-Nie Jason, już wracamy-podniosłam się.
Justin szybko zrobił to samo, odkładając swojego synka do wózka. Okrył go kocykiem i naciągnął budę.W tym samym czasie zakończyłam swoją rozmowę.
-Jas się martwi. Muszę wracać-uśmiechnęłam się blado.
Nie chciałam wracać jeszcze do domu. Chciałam poczuć się jak szczylówa w jego ramionach. To dziwne, ale byłam gotowa na ucieczkę z nim i naszymi dziećmi. Gdzieś tam, gdzie oboje odnajdziemy spokój i będziemy mieli czas tylko dla siebie. Lecz to nierealne. Życie nie jest takie proste. Nie można myśleć tylko o sobie.
-Rozumiem-pokiwał głową, łapiąc za wózek-Spotkamy się jutro? Chciałbym spędzić z tobą trochę czasu, dopóki oboje mamy jeszcze taką możliwość.
-Oczywiście, może Golden Rey? Zawsze dawali tam najlepszą kawę i jestem przekonana, że nadal tam jest-odparłam, schodząc z molo.
Cieszyłam się na jutrzejszy, wspólny dzień. A może raczej popołudnie.
-To do zobaczenia, Celi-jego ciepłe usta znalazły się na moim poliku, który po krótkim czasie zrobił się czerwony.
Po pożegnaniu się szybkim krokiem udałam się do domu. Wchodząc do niego uderzył mnie smakowity zapach. Moja mama jest najlepszą kucharką! Od zawsze jej potrawy nie były zwyczajne. Wymyślała, kombinowała, a ja i tata byliśmy takimi królikami doświadczalnymi. Z tego, co pamiętam to tylko raz nam coś nie posmakowało, a dania popisowe zawsze były perfekcyjne.
-Córcia!-tata mocno mnie przytulił, zakręcając dookoła własnej osi.
Zaśmiałam się jak mała dziewczynka, wypuszczając z ust jękniecie zadowolenia.
-Tato, tęskniłam!-szybko wycałowałam jego oba, zarośnięte poliki.
Co jak co, ale mój tata od zawsze był przystojny, a mama śliczna. Dostałam bardzo dobre geny. Wszyscy w szkole mi tego zazdrościli. Idealna, gładka, lekko opalona skóra. Długie, szczupłe nogi i idealny brzuch. Czego chcieć więcej? Ah no tak, jeszcze długie, brązowe włosy. To jest to!
-Moja maleńka dziewczynka. Wreszcie tu jest!-zaśmiał się, po czym uwagę skupił na swojej jedynej wnusi.
-Kolacja!-głos mamy wydostał się z jadalni.
Odstawiłam wózek na bok, idąc do pokoju. Tuż za mną szedł tata z Rosi na rękach. Przy stole siedział już mój mąż. Uśmiechał się szczerze, czekając na mnie. Podeszłam do niego, subtelnie muskając jego polik.
-Przepraszam, że tak długo-szepnęłam, siadając na swoim miejscu.
-Nie ma za co, rozumiem. Wspomnienia-ułożył swoją dłoń na moim kolanie, zaczynając je masować.
A żebyś wiedział, jakie wspomnienia. Takie rzeczywiste, realne. Mogłam ich dotknąć, poczuć, posmakować. Mógłbyś mi tylko pozazdrościć.
Mama weszła do jadalni, stawiając posiłki na stole. Uśmiechnęła się do wszystkich promiennie, po czym usiadła. Jej wzrok spoczął na mnie. Obserwowała każdy mój ruch, jakby coś podejrzewała. Ba, jestem pewna, że wiedziała o spotkaniu moim i Justina. Jest sprytna i przebiegła.
-Celin, później musimy porozmawiać-powiedziała ze spokojem, zaczynając jeść.
Mój żołądek właśnie w tej chwili się skurczył. Dostał ścisku i nic nie chciał przyjąć. Wcisnęłam w siebie trochę jedzenia i chwilę później odeszłam od stołu. Przeprosiłam wszystkich. Zabierając Rosi, udałam się z nią na górę. Za sobą słyszałam kroki, wiedziałam, że to mama.
Córeczkę przebrałam i włożyłam do turystycznego łóżeczka. Okryłam ją kołderką, delikatnie masując jej małą rączkę.
-Chcesz to wszystko zniszczyć?-mama postanowiła się wreszcie odezwać.
Stała oparta o zamknięte drzwi, a jej ręce zaplecione były na piersi. Spojrzałam na nią, odwracając głowę w stronę dziecka.
-Spójrz, masz cudownego męża, macie dziecko. Chłopak jest w tobie po uszy zakochany, a ty co chcesz zrob
-Mamo, ja nie wiem! Nie wiem, co chcę zrobić! Nie myślałam o tym! Proszę Cię wyjdź i zostaw mnie sama! Chcę pobyć sama-wyrzuciłam z siebie, słysząc po chwili zamknięcie drzwi.
Nie wytrzymałam. Nerwy mi puściły, a łzy niekontrolowanie spływały po policzkach.
No to się zaczyna
~*~
Zaczynacie mnie zaskakiwać! Kiedy już wiem, że żaden komentarz się nie pojawi, nagle przychodzi mi powiadomienie! To cudowne!
Liczę na was!
FanFiction godne uwagi!