poniedziałek, 16 lutego 2015

2. Smutne wspomnienia

Weszłam do sklepu nocnego, od razu kierując się w stronę półek ze słodyczami. Nie piję nałogowo i nie chcę zaczynać. To od zawsze moimi przyjaciółmi były słodkości. Kiedyś, jak byłam młodsza jadałam je codziennie. Strasznie przybrałam wtedy na wadze. Nigdy tego nie zapomnę. Dzieci zawsze się ze mnie śmiały, nie mogłam biegać, a kręgosłup małej dziewczynki powoli stawał się, jak u starca. Nie umiałam wtedy zrezygnować z niektórych rzeczy. Byłam młoda, to oczywiste, że małemu dziecku się nie odmawia. Sama nieraz nie potrafię tego zrobić Rosi.
Pewnego dnia poczułam się tak źle, że mama musiała wezwać karetkę. W szpitalu spędziłam ponad miesiąc, ponieważ lekarze nie potrafili ustabilizować mojego stanu. Mama płakała nad moim łóżkiem, a ja razem z nią. Nie wiedziałam, co się dzieje. Później podsłuchałam rozmowę lekarzy. Przez nadmierny tłuszcz ciśnienie w mojej klatce malało, a powietrze z trudem docierało do pęcherzyków płucnych.
Wtedy też mama zdecydowała się na dietetyka. Sama była szczupłą i piękną kobietą. Tego też chciała od swojej córeczki. W rok wróciłam do swojej normalnej wagi. Zmieniłam też szkołę, a moje życie zaczęło się na nowo.
Od tego momentu marzyłam o tym, by być dietetykiem. By pomagać ludziom. Teraz, gdy nim jestem, chodzę do pracy z wielką przyjemnością. Moi pacjenci zaczynają się uśmiechać, a ja czuję się dumna, że to własnie dzięki mnie.
Przypominając sobie swoją przeszłość, cofnęłam rękę od kolejnej tabliczki czekolady. Odetchnęłam głęboko, odstawiając pełny koszyk. Podeszłam na dział z warzywami. Wzięłam brokuły, kalafior, cukinię i czosnek. Z działu 'nabiał' wzięłam lekki jogurt naturalny i skierowałam się w stronę kas.
-Dzień dobry, Pani Celin. Pamięta mnie Pani?-spojrzałam na twarz jeszcze młodej dziewczyny. W myślach przewertowałam wszystkich, aż natknęłam się na nią.
-Ah tak, Lili James! Ale jesteś piękna! Aż nie mogę się napatrzeć!
-Dziękuję. To wszystko dzięki Pani. Schudłam, zaczęłam wierzyć w siebie i to mnie zmotywowało, by dalej walczyć. I co? Zmieniłam styl, włosy i oto jestem. Mam nawet narzeczonego!-pisnęła, ukazując pierścionek.
-Piękny. Gratuluję.
-Dziękuję-skasowała moje zakupy. Podałam jej kartę,czekając aż wyświetli się kwota.
Lili była jedną z moich pierwszych pacjentek. Ważyła ponad 165 kilogramów. A teraz? Jest piękną, wysportowaną dziewczyną. Zmieniła się nie do poznania!
-Do widzenia i życzę powodzenia-pomachałam jej ze śmiechem i pokierowałam się do auta.

Niebo stało się chyba jeszcze bardziej ciemne, niż wcześniej. Włączyłam światła w ogrodzie. Spojrzałam na okno naszej sypialni. Zasłony były zasłonięte, a w pokoju było ciemno. Uśmiechnęłam się. Chciałam spokoju. Nie potrzebowałam teraz nikogo.
Rozebrałam się do bielizny, po czym weszłam do ciepłego już jacuzzi. Woda bulgotała, pryskając na kieliszek. Czerwone wino rozlewało się po moim ciele, dając miłe uczucie.
"Mama"
-O tej godzinie?-trzepałam ręce z wody i odebrałam telefon-Mamo? Co się dzieje?
-Cześć córeczko. Nic, a co miało się stać? Mogłabyś wejść na skype i pogadamy?
-T-Tak, jasne. Poczekaj.
Wyszłam w wody, kierując się do salonu. Wzięłam swojego laptopa. Położyłam go na ręczniku i zadzwoniłam do mamy.
-No witam jeszcze raz córeczko. Co się stało? Jason dzwonił do mnie i mówił, że wyszłaś zapłakana i jeszcze nie wróciłaś.
-M-mamo, Justin. Znowu on. On jest znowu w mojej głowie. J-ja go kocham. Tak bardzo go kocham. Chcę, żeby znowu mnie tulił i robił to wszystko. Pamiętasz, jaka byłam zakochana? Jaka ja byłam szczęśliwa? Mamo, ja nie mam tego z Jasonem! Nie czuję tego wszystkiego! Nie chcę takiego życia, pomóż mi cofnąć czas i naprawić to wszystko.
-Kochanie. Jesteś teraz mamą, nie zaprzątaj sobie głowy byłym.

Mamo, ale ja chcę!
CHCĘ GO!

-Zastanawiam się nad r-rozwodem-wyjąkałam. Wyraz twarzy mojej mamy nagle się zmienił. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Cisza. Siedziała nawet się nie ruszając.
Ona nie wie, co to jest. Tata był jej pierwszym chłopakiem. Pierwszym i jedynym. Wyjechała razem z nim. Wzięli ślub, urodziłam się ja, po czym mama dowiedziała się, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. To wywołało jej bezgraniczną miłość do mnie. Dostawałam to, co chciałam. Rodzice zawsze byli na moje zawołanie. Chociaż ja nigdy tego nie wykorzystałam.
-Nie możesz. Pozbawisz Rosi ojca. Chcesz tego? Celine zastanów się ile możesz stracić. On Ciebie kocha, on zrobi dla ciebie wszystko. Kochanie nie decyduj pochopnie. Będziesz tego żałowała.

A może ja chcę żałować?

-Masz rację mamo. Szczęście Rosi jest najważniejsze-wymusiłam uśmiech, biorąc łyk wina.
-Czy to czerwone wino? Wytrawne? Jest aż tak źle? -pokiwałam twierdząco głową, a mój wzrok był wbity w kieliszek.-To powiem Ci coś jeszcze. Zrobię ci mętlik w głowie, ale nie mogę Cię oszukiwać, wiedząc, co teraz czujesz.-podniosłam wzrok na monitor, gdzie mama zaczęła bawić się palcami. Chwila trwała wieki, jakby nagle stanął czas i zostawił tylko mnie żywą-Justin wrócił.

JUSTIN
MOJE KOCHANIE
MOJA MIŁOŚĆ
MÓJ JEDYNY
ON WRÓCIŁ

~*~
Halo, halo. Boże, tak się cieszę! Pod pierwszym rozdziałem są już komentarze, a bloga odwiedza coraz więcej ludzi! Jestem tak dumna. 
Lubicie bardziej opowiadania gdzie jest dużo dialogów, czy bardziej opisy? Ja nie potrafię się zdecydować i potrzebuję waszej POMOCY!
To do następnego kochani.
JUSTIN

wtorek, 10 lutego 2015

1. Kochanie

Tuż po wyjściu z przychodni udałam się do swojego auta. Z torebki wyciągnęłam kluczyki, którymi po chwili otworzyłam samochód. Wsiadłam do niego i oparłam głowę o zagłówek. Dzisiejszy dzień był strasznie męczący, a jeszcze nie dobiegł końca. Odruchowo pokierowałam wzrok na zegarek.
-Cholera, 15.16. Nie zdążę odebrać Rose- westchnęłam, szybko odpalając silnik i ruszając. 
Pomimo, że z mojej pracy, do żłobka jest krótka droga, wiedziałam, że własnie teraz będą korki. Walnęłam ręką o kierownice, uciekając w jedną z bocznych uliczek. Na szczęście tam było puściej, ale niestety jechałam na około. Mój licznik powoli zaczynał pokazywać przekroczenie prędkości, a w duchu modliłam się, by nie spotkać na drodze policji. 
Po 15 minutach szybkiej jazdy byłam już pod przedszkolem. Wybiegłam z auta, naciskając na pilocie zamknięcie. Skierowałam się w stronę głównego wejścia, gdzie już stała moja kruszynka. Mocno trzymała rączkę swojej wychowawczyni, rozglądając się. 
-Rosi!-kucnęłam koło nich, tuląc maleńkie ciałko córeczki. Jej chudziutkie rączki objęły moją szyję, zawieszając się na niej. Razem z dzieckiem podniosłam się.
-Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale są straszne korki. Koło przedszkola doszło do wypadku i policja kieruje ruchem. Wie Pni, jak to jest.
-Nic się nie stało. Rose zjadła cały obiadek i spała około 3 godzin-uśmiechnęła się do małej, co odwzajemniła. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
-Dziękuję i do poniedziałku. Kochanie, pożegnaj się z Panią.- dziewczynka podniosła rączkę do góry, machając, a z jej ust wyleciało ciche "pia".

To słodkie, jaka jest wstydliwa i nieśmiała. Zupełnie wdała się w mamusię. Kiedyś też taka byłam. Dopóki nie pojawił się on i zaczął mnie wszystkiego uczyć. Wtedy nie poznawałam samej siebie. Nie stałam się jakimś buntownikiem, czy dzieckiem, które nagle pije, pali, a jego zdania opierają się głownie na przekleństwach. Nie. On też taki nie był. Oboje pochodziliśmy z dobrych rodzin i od małego mieliśmy wpajane odpowiednie zasady, które teraz próbuje przekazać córce. 

Często zastanawiam się czy za nim tęsknie. To chyba jasne, że tak. Był moja pierwszą, wielką miłością. Takich się nie zapomina.  Śni mi się prawie codziennie. Już jako dojrzały mężczyzna, którego nie dane było mi zobaczyć. 

ŻAŁUJĘ.

No, ale w sumie czego? Straciłam jego, ale zyskałam dużo więcej. Kochającego męża, przecudowną córeczkę, posadę, o której zawsze marzyłam i dogodne życie. Nieraz nie wiem co jest lepsze i myślę jak zawsze, co by było gdyby ... 

-Ma!-krzyknęła Rose, wkładając kolejną łyżeczkę zupki do buźki. Nawet nie zauważyłam, że była już cała brudna. Zaśmiałam się, patrząc na nią i wytarłam jej policzki ścierką. 
-Jak zjesz, mamusia pójdzie cię umyć, tak?-ukroiłam kolejny kawałek ryby, wkładając ją do ust. Nie miałam dzisiaj chęci na jedzenie. Od rana prawie nic nie tknęłam, a nie chciałam pakować w siebie na siłę. Wiedząc, że dziecko jest zapięte w siedzisku, wstałam i odłożyłam resztkę jedzenia. Do szklanki nalałam sobie wody, kierując się do wielkiego okna w naszej jadalni. Słońce mocno grzało, a po wietrze nie było nawet śladu. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wróciłam na swoje miejsce.
-Już najedzona? To chodź-odpięłam ją, wyciągając z siedziska. Poszłam do jednej z łazienek na parterze, gdzie umyłam Rosi rączki i buźkę.-No tak, teraz jestem już pięknym czyścioszkiem.-puściłam ją na nóżki, a jej ciałko pokierowało się w stronę frontowych drzwi. Obie usłyszałyśmy przekręcanie klucza w zamku, a po chwili ciche zamknięcie.
-Ooooo! Moja mała kruszyna!-miły głos dobiegł do mnie, a za chwilę zawtórował mu dziecięcy śmiech.-A gdzie mamusia? -nastała chwila ciszy, gdzie mała pewnie pokazywała na drzwi od łazienki.-Tam? To chodź, tatuś też umyje rączki po pracy.- chłopak po chwili stał już we framudze drzwi, robiąc z ust dzióbek. Przewróciłam oczami, lecz w ostateczności musnęłam jego usta.
-Cześć, kochanie. Głodny? -nie usłyszałam odpowiedzi, a jedynie kiwnięcie głową.


-Założyłeś jej pieluszkę? Nakremowałeś? Ubrałeś skarpetki i nakry
-Już cicho kochanie-poczułam miły pocałunek na swoich ustach-Jestem tatą już dwa lata i wiem, co mam robić. Nie martw się-zaśmiał się, układając na boku. Moje włosy szybko znalazły się w jego dłoni, zawijając je sobie na palcach. Spojrzałam na niego, uśmiechając się.
-Przepraszam. Taka matczyna opiekuńczość-westchnęłam, oddychając głęboko.
-Ja to rozumiem. Ojcowska jest taka sama. Tylko wiem, że ty nigdy nie popełnisz żadnego błędu
Ale ja już popełniłam błąd! Jak idiotka wybrałam jakieś studia w obcym mieście, chociaż pobliska uczelnia też utrzymywała wysoki poziom. Nie pojechałam za nim. Z nim tez mogłam zamieszkać i znaleźć uczelnie. Jestem idiotką.
Justin, co teraz robisz?
Kochanie, kochasz mnie dalej?
Skarbie, myślisz o mnie?
-Myślisz znowu o nim. O Justinie? -pokiwałam twierdząco głową.
 Tak, Jason wiedział o wszystkim. Kiedyś mu o tym opowiedziałam, a on to po prostu zaakceptował. Nie miał wyrzutów. Rozumiał to.
-Ale jego nie ma. Teraz jestem ja i Rosi, Justin to przeszłość. Sam pewnie ma już żonę i dziecko. Kochanie, proszę, nie myśl tak o nim. To nas wreszcie zniszczy. Zniszczy naszą rodzinę. Ja tego nie wytrzymam i ty sama też nie. Nie poradzimy sobie z tym. Zacznij z tym walczyć, zanim będzie zbyt późno-mówił spokojnie, chociaż wiedziałam, że gdzieś w nim wszystko buzuje. Zgadzałam się z nim, miał zupełną rację w tym, co mówił.
Lecz ja nie POTRAFIŁAM.
Poprawka, ja nie chciałam o nim zapominać.
Łzy nagle same zaczęły spływać po moich polikach. Jedna po drugiej. Tworzyły ścieżki, a ja nie umiałam tego zatrzymać. Ściągnęłam z siebie kołdrę. Na nogi wciągnęłam dresy , a na górę luźną bluzkę. Chłopak przyglądał się moim działaniom. Sięgnęłam do torebki, wyciągnęłam portfel, kluczyki i dokumenty.
-Jakby mała płakała, daj jej wody. Żadnego soku, bo zniszczysz jej zęby-powiedziałam na wychodnym.
Wyjechałam autem z garażu, ruszając w drogę. Moim celem był jakiś sklep. Sklep nocny, gdzie znajdę wszystko.
Potrzebowałam jedynie czegoś na rozluźnienie.

~*~ 
Cześć. Może ktoś pamięta tego bloga. Usunęłam stare opowiadania i zaczynam z nowym. Akcja się rozkręci już niedługo. Obiecuję. Ale was też o coś proszę. Czytacie tego bloga? Podoba wam się?
Proszę, napiszcie co o nim sądzicie na twitterze,a później oznaczcie #jbstoryjb . Chcę zobaczyć, czy warto. 

sobota, 7 lutego 2015

This is just the beginning.

Wierzysz w wielką miłość i przeznaczenie?
Każdy musi w coś wierzyć.
To wiara pozawala nam iść przez życie.
Wiara i nadzieja.
No i miłość, ale nie ta udawana.
Ta prawdziwa.

Kiedyś zakochałam się tak do szaleństwa. W mojej głowie był tylko on. Jego duże, ciemne oczy, które często pożerały mnie wzorkiem. Jego ciepły dotyk, który koił w każdej sytuacji. I ten jego niebiański głos, który śpiewał mi kołysanki na dobranoc. Nie umiałam o nim zapomnieć. Codziennie w szkole, na zajęciach, sprawdzianach, czy spotkaniach ze znajomymi myślałam tylko o nim, pisząc z nim sms. Tak, to była wielka, licealna miłość. Jedyna w swoim rodzaju. Nie do opisania.

NA ZAWSZE 

To "zawsze" skończyło się wraz z końcem szkoły. Każde z nas wybrało inną drogę. On muzyczną, ja medyczną. Dwa różne miasta oddalone od siebie 1000 kilometrów.
A mówią, że kilometry to tylko liczby.

A teraz co? Na studiach poznałam chłopaka bardzo podobnego do mojego Justina. Prawie kropla w krople. Po 3 latach wzięliśmy ślub, a w moim brzuchu już rosła nasza kruszynka. 

Nazywam się Celine Jone-Hof, z zawodu jestem dietetykiem. Mam 27 lat, wspaniałego męża i 2 letnią córeczkę. 

Czego chcieć więcej?
Moje życie jest piękne. 

Ale czy wiesz, że wszystko kiedyś wraca, wywracając do góry nogami to, na co tak długo pracowałaś?