sobota, 28 marca 2015

4. Szczęście?

Teraz siedzieliśmy na ławce, patrząc w dal. Nikt się nie odzywał. Panowała między nami cisza, ale czy krępująca? Nie, chyba nie. Oboje mieliśmy myśli zajęte czymś innym. To był czas dla nas. Na rozmyślenia, na powrót do tego, co było. To było osobiste.
-Opowiedz mi-wypalił nagle chłopak.
Nie spojrzał na mnie. Nie pokierował swojego wzroku ku mnie, nawet się nie postarał. Czyżby było mu ciężko? Czyżby żałował tych straconych lat?
-Ale co chcesz wiedzieć?-usiadłam bokiem.
Jego profil był dokładnie taki sam, jak kiedyś. Może jedyne, co się zmieniło, to ostrzejsze rysy twarzy i nic poza tym. To wciąż MÓJ  Justin .
-Wszystko od początku. Od momentu twojego wyjazdu, aż do teraz. Chcę wiedzieć, jak ci było. Czy byłaś szczęśliwa, ile miałaś złych chwil, w których ja miałem Cię wspierać. Ile razy mnie potrzebowałaś. Czy tęskniłaś, czy żałujesz, czy pamiętasz wszystko, co było między nami.-powoli przekręcił głowę w moją stronę, ostrożnie spoglądając w moje oczy.
Patrząc na niego, widziałam pewien błysk. Może to żal, że się pojawiłam? Może to nadzieja, że znowu będę? Może to strach, że odejdę tak, jak kiedyś?
-Wszystko od momentu wyjazdu?-uniosłam brew, a chłopak pokiwał głową.-No cóż.-zamknęłam oczy, wracając do tego dnia.-Gdy dotarłam na miejsce czułam pewną pustkę. Kilka dni chodziłam jak duch. Nie poznawałam nowych ludzi, nie chodziłam na zajęcia,siedziałam całymi dniami w moim mieszkaniu. Zastanawiałam się, czym to było spowodowane. Zadawałam sobie pytania, czy to naprawdę może być przez twoją osobę. I wiesz co wtedy zrozumiałam?-otworzyłam oczy, by móc na niego patrzeć.-Wtedy zrozumiałam, że to właśnie ty. Ty mi tak namieszałeś w głowie. Chciałam wrócić, rzucić Ci się w ramiona, ale nie miałam na tyle odwagi. W końcu zaczęłam chodzić na zajęcia. Poznałam dużo ludzi z roku. Wiedziałam, ze nie mogę się dać złapać przeszłości.- słuchał uważnie, a jego klatka unosiła się i opadała w równym tempie. Był spokojny,-Pewnego dnia poszłam na imprezę. Koleżanki z roku mnie wyciągnęły siłą. Nie chciałam tam iść. Ale wtedy doznałam szoku. Zobaczyłam mężczyznę  bardzo podobnego do ciebie. W pierwszym momencie myślałam, że to jesteś ty. Że mnie znalazłeś, że do siebie wrócimy. Jednak to było tylko złudzenie. Różnicie się od siebie. Nie chodzi tylko o wygląd, a o charakter. Jednak mój mózg bardzo chciał ciebie i jako zastępstwo wybrał sobie jego.-spojrzałam na pierścionek zaręczynowy, a potem na obrączkę.-Po trzech latach wzięliśmy ślub. Nie wiedziałam nawet, że już wtedy byłam w ciąży. Kilka miesięcy później urodziła się Rosi-uśmiechnęłam się na samą myśl.-Wprowadziła dużo szczęścia w moim życiu.
-Czemu tu jesteś?-jego ochrypły głos przyprawił mnie o dreszcz.
Powiedzieć prawdę, czy skłamać?
-Przyjechałam tu po tym, jak z Jasonem pokłóciłam się o ciebie. On wie wszystko o tobie, o nas. Widzę, że nieraz ma już tego dość. Tamtej nocy miał. Wtedy też zadzwoniła do mnie mama, że wróciłeś. Nie mogłam tego zlekceważyć. Musiałam tu być. Nigdy o tobie nie mogłam zapomnieć.-wyznałam.
Nie sprawiało mi to najmniejszego kłopotu. Prawda płynęła z moich ust niczym wodospad. Przed nim nie miałam tajemnic. On wiedział wszystko o mnie, a ja o nim. Znał mnie jak nikt inny. Potrafił czytać ze mnie, jak z otwartej księgi. A ja? Ja nie czułam się z tym źle. Było mi miło. Od dawna czegoś takiego nie doznałam. Czułam, jakby wielki kamień spadał ze mnie, a ja na nowo mogę oddychać. Potrzebowałam tego. Wygadać się. Jednak nie mogła mi w tym pomóc mama, przyjaciółka, czy ktokolwiek inny. To musiał być on.
-Jesteś szczęśliwa?
Odebrało mi nagle mowę. Co ja mam powiedzieć, skoro sama nie znam na to odpowiedzi. Zawsze się nad tym zastanawiałam.
-Mam kochającego męża, który zrobi dla mnie wszystko. Córkę, która jest moim oczkiem w głowie. Otrzymałam wymarzoną pracę, założyłam własna klinikę. Mam pieniądze, dom. Mam to, czego potrzebuję. Ale czy jestem szczęśliwa? Sama nie wiem. Nie czuję się tak, jak wtedy, gdy byłam z tobą. To nie to samo. Moje szczęście leży tutaj-wskazałam na małą.
Nagle Justin wstał i podszedł do Rosi. Dziewczynka spała, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Chłopak okrył jej ciałko kocykiem, wpatrując się w nią.
-Zawsze marzyłem, żeby mieć z tobą dziecko. Nieraz myślałem jakby wyglądało. Do kogo byłoby bardziej podobne. Jakby wyglądało nasze życie z tą maleńką kruszynką. Jednak marzenia zazwyczaj pozostają marzeniami. Gdy oboje wyjechaliśmy, zdałem sobie sprawę, że to koniec. Koniec wszystkiego i koniec nas.-po moim policzku spłynęła łza.-Ja tam też poznałem dziewczynę, ale byłem strasznym kobieciarzem. Amy zaszła w ciąże wtedy, gdy nawet nie byliśmy razem. A ja chciałem być dobrym tatą, więc się pobraliśmy. Ale to nie to samo-wierzchem dłoni otarł moje łzy, uśmiechając się.
Wskazującym palcem zahaczył o moją brodę, dając mi znak, żebym wstała. Zrobiłam to bez przeszkód.
-Nigdy nie pokocham żadnej kobiety tak mocno, jak ciebie. Chociaż nawet bardzo bym chciał pozbyć się przeszłości, to nie potrafię. I wiesz co? Czułem, że coś się stanie na tym wyjeździe. Coś, co zmieni moje życie. Jesteś ty.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy z wózka dobiegł płacz. To nie był płacz Rosi. Justin odwrócił się, wyciągając z wózka małe dziecko. Miało może niecały rok. Było  śliczne, a raczej on był śliczny. Jego strój wyraźnie mówił o tym, że jest chłopcem.
-Może jest głodny-odparłam.-Masz dla niego jakieś jedzenie? Je z piersi?-wpatrywałam się w malca.
-Tak, ale Amy z nami nie przyjechała. Odessała mleko, jednak zostało w domu. Miałem wyskoczyć tylko do sklepu i zaraz wracać.-poczułam się źle. To trochę moja wina, mogłam go nie zatrzymywać.
-Justin-spojrzałam na niego.-Mogę go nakarmić. Jestem zdrowa, a Rosi zazwyczaj wieczorem zasypia przy piersi lub pije z butelki moje mleko. Dla mnie nie ma problemu, jeśli ty się zgodzisz.
Jestem mamą. To normalne, że chcę pomóc, skoro mam taką możliwość. Jestem zdrowa, więc moje mleko nie zaszkodzi małemu.
Chłopiec szybko znalazł się w moich rękach. Podniosłam jedną stronę bluzki, po czym odpięłam ramiączko od stanika. Wysunęłam jedną pierś, zbliżając ją do buźki małego. Zassał się mocno, przez co cichy chichot wyleciał z moich ust.
-Spokojnie, nikt ci nie zabierze. Jesz tylko ty i nikt inny. Ja też poczekam, aż sam skończysz.
-Uwielbiam twój chichot. Ma na imię Matt.
~*~
Halo, ludzie. 3 komentarze pod ostatnim? Było aż tak źle? No proszę was. Poczułam się źle, gdy to zobaczyłam. Może teraz będzie lepiej? Pod rozdziałem 2 było o wiele lepiej.
Postaracie się dla mnie?
Chcecie się promować? Zapraszam was do zajrzenia w Linki-Wasze blogi. Tam znajdziecie więcej informacji.
JUSTIN

niedziela, 8 marca 2015

3. Powrót do dzieciństwa

Następnego dnia pakowałam  nasze walizki. Ciuszki Rosi i Jasona były już w torbach, a teraz przyszła kolej na moje. Nie miałam jakiegoś większego problemu, co mam ze sobą wziąć, ponieważ nosiłam praktycznie wszystko, a u rodziców też miałam jakieś ubrania.
W pracy wzięłam 3 tygodniowy urlop. Uroki własnej kliniki. Na zastępstwo wzięłam swoją przyjaciółkę, która również się w tym specjalizuje.
-Kochanie, już?- gdy zapinałam ostatnią walizkę, pojawił się chłopak.
-Tak. Już tak. Mała i ty macie wszystko, a i tak pewnie coś tam kupimy, więc nie ma sensu się obładowywać. Przepraszam, że tak cię ciągam, ale mam tam sprawę do załatwienia. Jedna z moich klientek mnie poprosiła o wizytę, a tam akurat mieszka.
Kłamałam. Paskudne kłamstwa od tak wylatywały z ust, a mózg nie chciał tego zatrzymać. Czemu umiem w ogóle to robić? Nie powinnam. On jest moim mężem. DO CHOLERY!
-Rozumiem kochanie. Mała też odwiedzi babcię. Dawno się nie widziały. Ja też znajdę coś do domu. Tylko szkoda, że będę musiał wrócić wcześniej niż wy, no ale obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła?-spojrzał na mnie z żalem. A ja? Cieszyłam się z tego. ALLELUJA!
Jesteś taką idiotką, Celine ...
-Nie, kochanie. Ja to rozumiem. Jesteśmy dużymi dziewczynkami i poradzimy sobie bez tatusia. A teraz weź walizki do auta, a ja nakarmię Rosi i zaraz wyjdziemy.
Tak, jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Wpatrywałam się w dziewczynkę, karmiąc ją. Zaczęłam się zastanawiać, czy jej nie ranię. Oczywiście, teraz nic nie robię, ale jeśli do czegoś dojdzie? Zniszczę małej rodzinę. Jason mnie zostawi. On już ledwo znosi moje przemyślenia na temat Biebera, a co dopiero moją zdradę. Co ja mówię? Nie dopuszczę się tego! Kogo chcę okłamać? Pragnę go.
-Jeszcze troszkę księżniczko-uśmiechnęłam się miło, dalej dając dziecku jedzenie. Jej duże oczka wpatrywały się we mnie z miłością.
Tak, to jest prawdziwa miłość. Miłość matki do dziecka i dziecka do matki. Nigdy się nie skończy, chociażby któreś z nich miało być alkoholikiem, narkomanem, dziwką, czy kimkolwiek innym. Matka zawsze będzie bezwarunkowo kochała swoje dziecko, jednak nie każda potrafi okazać to uczucie. Niektóre mają blokadę, chociaż nie wiem zupełnie dlaczego. Kocham Rosi od momentu, kiedy się we mnie znalazła. A dopiero gdy wzięłam ją na ręce, poczułam to, że jestem już dla kogoś na zawsze. Jej pierwszy oddech był dla mnie największym szczęściem. Każdej to powiem. Dziecko motywuje, dziecko wspiera, dziecko odbudowuje kobietę na nowo.
-Ma!-dziewczynka uderzyła nerwowo o stolik. Spojrzałam na nią, z zaciekawieniem i podałam ostatnią łyżeczkę zupki.  Postawiłam ją na nóżki, poprawiając słodką, różową sukieneczkę.
-Idź i przynieś mamusi buciki. Założymy je i będziesz mogła iść do taty.-zanim to zrobiła, zdążyłam umyć naczynia.
-U!-pokazała buciki, które po chwili były na jej nóżkach.
-Tylko powoli, dobrze?-zaśmiałam się, wpinając w jej włoski białą kokardkę.


Mogę powiedzieć, że podróż minęła nam szybko. Spałam. Więc nie widziałam nic. Nawet nie słyszałam płaczu małej.
Przecierając oczy, skierowałam wzrok na dom Justina. Świeciło się światło w jego starym pokoju. Serce zatrzepotało mi szybciej.
On tam jest.
Ręce się zatrzęsły, a umysł zwariował. Boże, co się dzieje? Odwróciłam się do tyłu, by spojrzeć na córkę, jednak jej tam nie było, podobnie, jak Jasona. Pewnie weszli już do środka. Odpięłam pasy, po czym wysiadłam. Powiew wiatru orzeźwił mnie i pomógł uspokoić.
Przed wejściem do domu jeszcze raz spojrzałam w tamto miejsce.
Stał tam.
Stał tyłem do mnie, a widoczne było tylko jego odbicie.
Wariujesz, Lili. To może być każdy.
-Rosi już ciii-usłyszałam płacz dziecka i głos mężczyzny. Weszłam do środka, od razu widząc ich razem. Dziewczynka strasznie płakała, więc zabrałam ją, tuląc do siebie.
-Przygotuj mi wózek, zabiorę ją na spacer.-chłopak kiwnął głową. -Cześć mamuś-przytuliłam ją mocno jedną ręką. Tęskniłam za nią.-Tata jak zwykle w pracy?
-Niestety tak, ale dzisiaj ma być wcześniej. Może ty mu przemówisz do rozsądku-zaśmiała się.
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję. Mamo, pogadamy później-włożyłam dziecko do wózka i okryłam cienkim kocykiem-Jak tylko wrócę z Ross.


Szłam starymi ulicami miasta. Wróciło dzieciństwo. Pamiętam, jak kiedyś na tym chodniku były rysunki z kredy. Każdy tu mógł coś napisać, czy narysować. Teraz jest tu czysto. Wszyscy dorośli, wyjechali. Nieliczni zostali. Jestem ciekawa, jak teraz wyglądają. Czy się bardzo zmienili.
Doszłam do parku, w którym był mały staw. Zawsze siedziałam tutaj z Justinem i patrzyliśmy w gwiazdy. Niby banalne, a romantyczne. Udawaliśmy, że czytamy z nich przyszłość, przez co wychodziły durne historyjki o naszym  życiu. Molo jest już odremontowane, to już nie to samo. Jest tu zbyt nowocześnie. Jednak weszłam na drewnianą posadzkę, idąc w głąb. Kierowałam się do samego końca. Tam stała biała ławeczka. Wyglądała na starszą od wszystkich i taka jest prawda. Ona była jeszcze za moich czasów. Nazywali ją ławeczką zakochanych, ponieważ siadali na niej tylko zakochane pary. Nigdy nikt samotny na niej nie usiadł. Na oparciu, siedzisku, nogach-wszędzie- były wyryte inicjały, wierszyki, wszystko co możliwe i wiązało się z miłością. Bez problemu i ja znalazłam nasz. Zablokowałam koła wózka, kucając. Przejechałam po nim delikatnie palcem.'C' zostało wyryte przez niego, a 'J' przeze mnie. Obok tego było jeszcze maleńkie serduszko, ale to nie wszystko. Był też napis 'Tęsknię, kochanie'. Dziwne, ani ja, ani on nie pisaliśmy wtedy tego. Mieliśmy się na codzień. Nie mogliśmy tęsknić.
-Napisałem to rok po naszym spotkaniu
Ten głos, to on. Boże, ja śnię!
Podniosłam się szybko, spoglądając na niego. Wydoroślał. Nie jest już chudziutkim chłopaczkiem. Jest umięśniony, ma kawałek ciała. Zmienił się. Pomimo to jest ciągle przystojny.
Patrzyliśmy na siebie tak, jakbyśmy byli zaczarowani. Szczerze? Ja byłam zaczarowana. Zaczarowana tą sytuacją. Nie raz myślałam, co mu powiem, co zrobię, jak zareaguje. A teraz? Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nic nie umiałam zrobić. Jakbym była sparaliżowana. Dosłownie.
-J-Justin-zająknęłam się, nabierając głęboko powietrza, że aż zabolały mnie płuca. Ale to nie było ważne. On był.
Nagle moje ciało odpuściło, zaczynając współpracować z mózgiem. Ruszyłam się, obchodząc ławeczkę dookoła.
Mój wzrok spoczął na wózku, który stał przed nim. Spojrzałam na niego, niestety on też patrzył się na mój wózek. Nasze spojrzenia się spotkały. Magia.
-Masz dziecko-powiedzieliśmy oboje, jak na zawołanie ..

~*~
Obiecałam, a ja staram się dotrzymywać obietnic. I co? Zaciekawione co dalej? Przepraszam, że w takim momencie, ale inaczej nie było by tego dreszczyku. 
Czekam na was.
Ps. Jeśli chcecie być informowani o rozdziałach, to napiszcie w komentarzu swojego tt, numer gg czy gmaile